Cześć!
To już tydzień jak jestem chora. W zeszły czwartek jeszcze przed pracą zaczęłam się kiepsko czuć. Głowa zaczęła mnie boleć i myślałam, że nadszedł ten smutny moment i się rozchorowałam. Nie myliłam się. Ale wzięłam tabletkę, na przerwie w pracy wypiłam gorącą herbatkę z automatu i jakoś mi przeszło. Niestety nie na długo, bo już następnego dnia czułam się okropnie i tak przeleżałam cały weekend w łóżku. W poniedziałek poszłam do lekarza, dostałam 3 dni zwolnienia do pracy i powiem Wam, że już się lepiej czuję, nie mam już gorączki. Niestety nie jestem jeszcze do końca zdrowa. Męczy mnie uciążliwy katar cały czas i kaszel. Dzisiaj idę znów do lekarza i posiedzę w domu do końca tygodnia, żeby się wyleczyć. Bo jaki sens w tym, jakbym poszła do pracy, gdzieś by mnie przewiało i bym się doprawiła znów i jeszcze dłużej była potem chora.. Szczerze to nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam chora na tyle, że leżałam w łóżku z gorączką. W tamtym roku na pewno nie. Moja pamięć nie sięga tych czasów, no ale musiała w końcu przyjść na mnie pora. Cieszę się, że już mi lepiej. Ja nigdy nie chorowałam nawet gdy byłam dzieckiem. Zawsze byłam jakaś odporna, mimo, że żadnych witamin nie brałam ani nic z tych rzeczy.
A co u Was? Często chorujecie, czy raczej zdarza Wam się to raz na ruski rok? Oczywiście nie mówię tutaj o zwykłym przeziębieniu typu bolące gardło i katar, bo tak to chyba każdy jest chory co jakiś czas. Herbatka pokazana na zdjęciu to mój zdecydowany ulubieniec ostatniego czasu. Właściwie to dzisiaj wypiłam już ostatnią saszetkę, nad czym ubolewam, bo to była tak pyszna herbata. Uwielbiam takie smaki najbardziej. Trafia na listę moich faworytów. Nie raz pokazywałam już takie formy picia na blogu :)